środa, 12 lutego 2014

Rozdział 13

Perspektywa Liam'a

Nie. Nie to nie może być prawda. To wszystko to jeden straszny koszmar z którego zaraz się obudzę. Serce mojej miłości przestało bić. Czy właśnie w tym momencie moje serce też powinno stanąć. Lekarze pośpiesznie próbują przywrócić jej czynności życiowe.
-Liam.-słyszę za sobą zapłakany głos mamy Kat-kochasz ją?
-Kocham.-popatrzyłem w jej oczy, miały taki sam kolor jak Katherine. Kolor mlecznej czekolady, nie wytrzymałem i z moich oczu po raz kolejny pociekły łzy. Łzy smutku. Łzy bezradności.
-Wszystko będzie dobrze.-przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła, poczułem ciepło bijące od niej. Wiem, że jej też jest ciężko. Podszedł do nas pan Brown z Molly i razem patrzyliśmy co się dzieje za szybą. Poczułem wibrację w kiszeni spodni.

Mamy problem. Pod szpitalem jest masa tych hien. Nie długo przyjedziemy.
                                                                                                         Loueh
Pieprzone szmatławce. Sale Kat opuściło dwóch lekarzy, a moje serce zamarło.
-Tym razem nas się udało opanować sytuację.-zaczął jeden z nich.-pacjentka jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle się obudzi.
-Doktorze czy my możemy do niej wejść?-zapytała się jej mama.
-Tak, ale proszę zachować spokój.-odpowiedział i odszedł.
-Liam idziesz?-zapytał się jej tata.
-Zaraz, muszę coś załatwić.-odpowiedziałem i ruszyłem długim korytarzem. Gdy znalazłem się pod salą wszedłem bez pukania. Siedział wpatrzony w ścianę naprzeciwko. Głośno odchrząknąłem żeby zwrócić jego uwagę.
-Liam.-wypowiedział-powiedz, że ona żyje. Ja nie chciałem żeby to się tak skończyło.
-Nie interesuje mnie co chciałeś.-zacząłem zbliżać się do łóżka-ale wiedz,że jak ona umrze to słono mi za to zapłacisz.
-Samochód Ci odkupie.
-A życie Katherine też odkupisz?-zapytałem.
-Nie.-odpowiedział.
-Módl się żeby przeżyła.-wyszedłem z sali. Skierowałem się do wyjścia ze szpitala, porozmawiać z tymi hienami. Było ich tam całkiem sporo, z nieodłącznym i niezastąpionym elementem jakim był aparat.
-Liam co z Twoją dziewczyną?
-Zamierzasz opuścić zespół, by być bliżej niej?
-Jak to się stało?
-Kto jest za to odpowiedzialny.
Przekrzykiwali się jeden przez drugiego.
-Cisza!-krzyknąłem-nie chce was tu. To moja i rodziców Kat osobista tragedia, a nie tania sensacja. Więc jak na razie proszę grzecznie,żebyście opuścili teren szpitala.
-Czy zajdzie się taka możliwość,że udzielisz wywiadu na ten temat.
-To są sprawy osobiste, ale jak będzie trzeba to tak.-odpowiedziałem i ruszyłem do sali w której leżała Katherine. Wyglądała tak spokojnie,jakby spała. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
-Liam.-jej tata położył mi dłoń na ramieniu- my z Isabell jedziemy do domu, ona to źle znosi. Dzwoń do mnie.
-Będę dzwonił.-zapewniłem go- a gdzie jest Molly?
-Tam.-wskazał na kanapę pod ścianą na której spała brunetka.-do zobaczenia chłopcze.- i trzymając żonę wyszedł z sali. Usiadłem na krzesełku przy łóżku Kat i delikatnie chwyciłem ją za dłoń.
-Nie opuszczaj mnie.-wyszeptałem czując łzy-nie zostawiaj mnie teraz.
Patrzyłem jak maszyny pomagały jej oddychać. Słyszałem jak powoli biło jej serce. Jak walczyło o każde uderzenie. Zmęczenie dawało mi się we znaki, gdyż oczy same mi się zamykały. No tak nie spałem od ponad czternastu godzin.

Perspektywa Kat

Nie czułam żadnej swojej kończyny, żadnego bólu. Widziałam tylko jasne światło. Przede mną stała jakaś obca postać.
-Witaj Katherine-podszedł do mnie.
-Kim...kim pan jest.-zapytałam.
-Ja jestem Twoim aniołem stróżem.
-Czy ja żyję?-zapytałam.
-Można tak powiedzieć. Duszą jesteś tu ze mną, a ciałem tam na dole.-uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
-Ale po co tak?
-Będziesz ich obserwować i im towarzyszyć. Nie długo zadecyduje co z Tobą dalej zrobić. Do zobaczenia Kat.-zaśmiał się i zniknął.
Zostawił mnie samą. Rozejrzałam się dokładnie po miejscu w którym przebywałam. Była to sala szpitalna. Konkretnie moja sala. Tylko co ja robiłam w szpitalu? Nie wiem, nic nie pamiętam. Rozejrzałam się dokładnie po sali. Przy moim łóżku siedział, a raczej spał Liam. Mój Liaś. Naprzeciwko łóżka na kanapie spała Molly, chciałam pogładzić ją po głowie, ale nie mogłam jej dotknąć. Delikatnie otworzyły się drzwi w których stanął Harry i Louis.
-Chyba śpią.-odezwał się pasiasty.-biedny Liam.
-Wiem stary.-poklepał go Harry.-Molly kochanie.-podszedł do dziewczyny.
-Harry...-wychrypiała otwierając oczy.
-Co się stało kochanie?-zapytał odgarniając jej włosy za ucho.
-Ona...ona o mało nie umarła.-z jej oczu popłynęły łzy, a Harry ją przytulił.
Muszę się obudzić, nie mogę patrzeć jak moi przyjaciele przeze mnie cierpią. Molly w moim życiu była od prawie zawsze. Poznałyśmy się na zajęciach z baletu i nasza przyjaźń trwa do dziś.
-Liam.-potrząsnął nim Louis-obudź się.
Mój ukochany podniósł głowę. Miał czerwone i zapuchnięte oczy.
-Masz, idź się przebierz.-Louis wyciągnął do niego torbę-my zostaniemy.
Liam sięgnął ręką po torbę i poszedł do łazienki się przebrać. Zachowywali się jak roboty. Wszyscy. Tylko ja nadal nie wiem co mi się stało, że jestem w szpitalu. Nagle przed moim oczami znów stanął mój anioł stróż.
-Oni przeze mnie cierpią.
-Już niedługo Katherine. Już niedługo. -uśmiechnął się
-Co mi się stało?
-Wraz z Matthew mieliście wypadek.
-Matthew? On żyje? Powiedz że tak.
-Czemu się tak martwisz o kogoś kto mało co Cię nie zabił?-zapytał.
-Bo..bo..
-Bo co?
-Bo był kimś dla mnie ważnym.
-Żyję. I ma się lepiej niż ty.-wskazał na moje ciało leżące na łóżku.
-Wykorzystaj ten czas Katherine. Przyjrzyj się wszystkiemu dokładnie. Kto wie, może jeszcze dziś się obudzisz.-pstryknął palcami i zniknął.
Stanęłam pod ścianą i dokładnie obserwowałam wszystko co się działo. Moja klatka piersiowa delikatnie unosiła się w górę i opadała. Czy oddychanie może sprawić taki problem? Może być tak męczące. Z łazienki wyszedł Liam, zajął swoje poprzednie miejsce. Ujął moją dłoń i składał delikatne pocałunki. Tak bardzo chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Harry siedział na drugim krześle mając Molly na kolanach, która wpatrzona była w urządzenie monitorujące moje serce. Tak, ono też nie pracowało równomiernie, ale jestem silna. Bardzo silna i dam radę. Muszę dać, bo mam dla kogo. Drzwi do sali ponownie się otworzyły i stanęła w nich prześliczna brunetka. Zaraz..zaraz przecież to. Nie to nie może być ona.
-Liam.-wyszeptała, a on zdziwiony odwrócił głowę.
-Danielle.-wstał z krzesełka.
-Liam, tak mi przykro.-podeszła do niego.-mogę coś dla Ciebie zrobić?
-Nie.-spojrzał na naszych przyjaciół i na mnie, a potem tak po prostu podszedł do niej i ją przytulił.-dziękuje,że przyszłaś.
Dziewczyna nie pozostała obojętna i mocno się do niego wtuliła.
Nie masz być czego zazdrosna Kat. On Cię kocha i nie zostawi. A co będzie jeżeli wybierze ją? Nie Kat, nie wybierze.
Na twarz Danielle wkradł się dziwny uśmiech. Czyżby uśmiech zwycięstwa i triumfu? Patrząc tak na nich moja dusza osunęła się po ścianie.
 
Poprzedni rozdział specjalnie zakończyłam w taki momencie :) Podoba się? Znów nasza Danielle się pojawia i na troszkę zostanie ;D  Dziękuje za komentarze i liczę na kolejne :*

2 komentarze:

  1. uuuu jednej strony: jeeeej jeszcze żyje! z rugiej: chyba umarła!
    i nwm co mysleć. dzisiaj nie mam czasu(ani ochoty) na komentowanie. sorka, ale czekam na nexta xD

    ~gumisiek98

    OdpowiedzUsuń
  2. Aby przeżyła , a Daniell niech odczepi się od Liama.

    OdpowiedzUsuń